Przy Zarządzie Okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego w Opolu  
line decor
  
line decor
 
 
 
 

 
 
Zygmunt Dmochowski

 

Bruegel

Stał w prześwicie śluzy
Uwikłany w chwile,
Z którymi się zmagał.

Żagle szły wydęte
Jak brzuchy Golemów
I morze się skrzyło.

Biegiem ślepcy biegli
I modlił się anioł
U stóp Magdaleny.

Jeśli ktoś coś widział,
To oracz kłąb pęcin,
A pastuch - błam nieba.

Tylko mistrz z Antwerpii
Dostrzegł wir na wodzie,
Gdzie był runął Ikar.

 

Brzozy

Zwinięte w rulon światło -
Pulsująca biel,
Która rozjaśnia przestrzeń.

Latarnie ziemi
Wskazujące kierunek
Oddalającego się czasu.

Strzelisty krzyk nieba
W bruzdach szarości nocy -
Tańcujące giezła

 

Kujawy mój świat moje życie

Kujawy, Kujawy!
Malowane niebo
Roztoka miłości,
Źródlany puls czasu.

Kujawy, Kujawy!
Dzban przaśny dzieciństwa,
W skrach bułana Wisła
I twój szept, mój Boże.

Kujawy, Kujawy!
Moje wielopole,
Krzyk wierzb i płomienie,
Siermiężność i pamięć.

Kujawy, Kujawy!
Tylko kurz na drodze.

 

W widłach Tążyny i Wisły

Wiatr na osikach grał flamenco,
Topoli grynszpan szedł do tańca
Z wikliną gibka, rozczochraną.
Niebo kłębiło się obrzękłe,
Grzywy wierzbowych kastanietów
Pieściły rude pukle trzcin.

Słońce na wodzie się rozlało -
Roztarte w smugę, gdzieś na krańcach
I tuż przy brzegu zatrzepotał
Jak kleń - szkarłatnej zorzy pył.

Wciąż mi się zdaje, że przy boi
Skąpana w zmierzchu przy mnie stoisz
I "kocham" -  krzyczysz z całych sił.

 

Byłem z poezją

Byłem z poezją na Kujawach -
Jak z Panem Bogiem po kolędzie.
Gopło kipiało bielą przędzy
I podpływało do stóp pławą -
Skrzył się przybrzeżny w grzywach piach.

Nad wodą Grabek nam się kłaniał -
Obleczon w turzy żupan wierzby,
Chochlik blaszkami trzcin szeleścił,
Po fali Skierka się przechadzał -
Od Gopła wiał ku Wiśle wiatr.

W Kaczewie Łokieć nas pozdrowił,
Przy starej karczmie, na zakręcie -
Ku Płowcom szedł, by przetrwać w Pieśni!
Wzrok -  poświst blasku chciwie łowił
Co na szyszaku jego grał.

Byłem z poezją na Kujawach -
Jak z Panem Bogiem po kolędzie.
Stąd kiedyś do mnie przyszło szczęście,
Tu duszę mą potargał płomień
I w żagiew zwinął -  w wieczny żar.

 

Lubię te zakątki

Lubię przed Ratuszem na opolskim Rynku
Zbierać za pazuchę wciąż chłonnego serca -
Spojrzenia przechodniów i tańczące kroki,
Spódnice w szeleście i pszenne warkocze,
I płaszcze rozwarte, i srebrzyste włosy.
- Są jak ptaki na łące i pstrągi w roztoce.

Lubię nad sadzawką przy  Piastowskiej Wieży
Patrzeć na łabędzie sunące bez ruchu -
Te puchy kądzieli na wiosennym wietrze -
I w wierzbę się wplatać spojrzeniem, i chłonąć
Szmer liści na klonach w kurzawie zieleni.
- Dlatego tu wracam, dlatego tu jestem.

Lubię przy Młynówce spowiadać się domom,
Które jak w Wenecji łaskocze szept fali
I o pień się oprzeć stuletniej topoli,
Rozpękłej na wichrze jak serce - gdy boli.

 

Kobiety

Malowane słońca -
Oplatające wyobraźnię
Ciepłem miękkości woni.

Ważki połyskliwe -
W dzwoneczkach ciszy
Nad woda przejrzystą.

Fujareczki syren -
Wyciszające szelest krzemu
W klepsydrach Ananke.