Dworcowa wigilia
Zaprowadź mnie do Betlejem
Zimową nocą gwiazdo ognista.
Nie pozwól zostać na schodach,
Dworcowa poczekalnia jak przystań.
Zaprowadź mnie do domu dzieciństwa,
Do matki, która jest w niebie,
Do babci, co serce
Miała dla wszystkich ludzi.
Usiadłem przy stole,
Gdzie jest świąteczna choinka,
Wszyscy dzisiaj są mili,
Serca otwarte dla spóźnionego wędrowca.
Na dworcu północ, śpią perony,
Cisza ogromem przeraża.
Na ławce człowiek,
Idzie prosto do Boga.
W ciepłym domu kolęda płynie,
Krąg bliskich sobie ludzi.
Panie bądź łaskaw, choć odrobinę,
Gdy Nowy Rok nadchodzi.
W pogoni za ...
I jeszcze raz gorącą nocą,
Nadziei daję wolność wszelką,
Niech jak te gwiazdy lśnią ogrody,
I miłość nasza rośnie wielka.
Jeszcze raz stanę z kosą w dłoni,
Nad łanem trawy siwobrodym,
I zaśpiewają pieśń czerwcową,
Słowiki w gaju czeremchowym.
I jeszcze raz pochylę głowę,
Przy grobach krewnych ukochanych,
Aby zobaczyć ich oblicza,
W gładzi marmuru szlifowanej.
Jeszcze zaprzęgnę kare konie,
Aby objechać ojcowiznę,
Spojrzeć na wzgórza me lubelskie,
Które mi ciągle są tak bliskie.
Jeszcze usiądę raz przed domem,
Popatrzę w oczy mej Teresy,
Jeszcze jest tyle do zrobienia,
A życie bardzo nam się spieszy.
Cud istnienia
Wstałem o poranku by dotknąć świtu,
obudzić kwitnący sad,
posłuchać jak noc zasypia i płaczą trawy.
Otworzyłem dom,
maj pachniał deszczem, ziemia, sokami drzew.
Solecki dzwon - zagrał panoramą gór.
Cud istnienia był ze mną.
Lato
Jak szkrab niesforny w kapeluszu,
Ubrany w resztki z liści brzozy,
Przetkane trawą, tatarakiem,
Jaśminem, szałwią, bzem czerwcowym,
Cichutko przyszło bez rozgłosu
Usiadło skromnie pod leszczyną
Śpiewem słowika rozmarzone,
Jakby nie z tego świata było.
Lato maleńki szkrabie złoty,
Za zdrowie twoje słodkie wino.
Wieczór
Cisza lipowych drzew otula Gostomski kościółek
światłem dusz,
Oni tu są, czuje wirujące cienie.
Listopadowy wieczór zmartwychwstania.
Jestem w krainie innego czasu.
|