Przy Zarządzie Okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego w Opolu  
line decor
  
line decor
 
 
 
 

 
 
Karolina Turkiewicz-Suchanowska

 

CV

Urodziłam się - czy to wiersz
mnie stworzył
pozamieniał w słowa
baśniowe zauroczenia
pierwszą szmacianą lalkę
i pierwsze wyjściowe sandały

Czy byłam liściem czy zaczątkiem ziarna
jakie były moje oczy gdy nie patrzyły

Przebudziłam się - czy to wiersz
otworzył mi oczy na zieloność drzew
i  rudopłonące nasturcje

Zrozumiałam - przypomniałam
czy to wiersz kazał mi
po prostu być

 

Niewysłany list do Stanisława Grochowiaka


         Motto: "Oto szepczesz zaledwie układając zgłoski."
                                                             (S. Grochowiak)

Kiedyś bawiłam się w seans spirytystyczny
- mówili że mogę przywołać Ciebie -
nareszcie byłaby okazja podziękować
że dawno, tak dawno temu że zbladły jaśminy
nie wyrzuciłeś do kosza mojego
dziewczyńskiego wiersza i powiedziałeś:
"pisz bo ponad mądrość męską afirmujesz życie"
Uczepiłam się nadziei jak promienia gwiazdy
i teraz się boję czarnych znaków na papierze
bo rodzą ból i przepadają w czasoprzestrzeni
którą zapisały piąte wymiary przywiązując
każde włókienko nerwów
i tak się dzieje od września do września
albo jak chcesz od maja do wieczności
Siódmym zmysłem przeczułam że nie wzruszysz
ramionami czytając list od nieznajomej
ale nie wiedziałam że zaprosisz do kawiarni
która zresztą okazała się najzwyklejszą restauracją
choć o wdzięcznej nazwie "Złota rybka"
Na tę okoliczność włożyłam kapelusz
z dużym zielonym rondem
"Green Hood" - powiedziałeś z ciepłym uśmiechem
i rozpękło się serce dziewczyny z prowincji
która chciała olśnić Wielkiego Poetę
Dotknąłeś mojej dłoni: "Opowiadaj, no opowiadaj -
wyszeptałeś miękko - przy tym stoliku wypiłem
ostatnią wódkę ze swoim ojcem"
Kawa parzyła usta, może herbata, nie pamiętam
i dopiero po chwili zrozumiałam
że zwracasz się do mnie moim imieniem.
Nabrałam w płuca powietrza pachnącego dymem,
usiadłam wygodniej i spojrzałam Ci w oczy
Chcesz, opowiem Ci o kraju moim i Twoim zarówno
wiem sporo od ojca który historię
starał się rozzłocić legendą o Wielkim Dzwonie
i o tym jak Malczewski namalował  Śmierć Elenai
"No widzisz, widzisz - o tym by można
bardzo piękny sonet"
Wytwornym gestem podałeś mi ogień
i  ważka uśmiechu zawisła nad stołem
choć według Ciebie: "zapachniało
gonitwą, płomieniem i rzeźnią"
Kolorowe cietrzewie wyrosły Ci u ramion
a ja zdjęłam kapelusz i stałam się kobietą

w drodze powrotnej wpisywałam wiersze
w stukot pociągu który mnie uwoził
w rzeczywistość tak czarno-białą
że nie-do-uwierzenia
i wszystko nagle przestało być proste
a stan skupienia osiągnął rozmiar
ziarenka pokory

 

Passiflora

Starość przypisana tylko jednej z nas:
ta chowa w podołku swoje lata
a Szalona wciąż ma we włosach wiatr
śpiewa recytuje wiersze Emily, tańczy
i okien nie zasłania w czasie pełni

Stara błaga Szaloną: zawróć z tej
drogi do nikąd
Młoda tuli do twarzy chryzantemę
mokrą od rosy i biegnie mimo
bolących stóp
biegnie jak ongiś jej siostra Frida Kahlo

Nie wie że każde piękno - niepokojem
zaledwie
a świeżość chryzantem zblednie
mimo przepychu barwy

 

Stara fotografia

To już nie to choć chcesz
żeby było
to tylko klisza czarno-biała
jak ziemia okryta pierwszym śniegiem

To jest na pewno Pewne choć pamięć
się wypiera
a była przecież kiedyś tęcza
zanim nastała szarość i biel

Myślałeś że to ptaki
a to moje myśli w kluczach
na wschód
nie wiem czy na wiosnę wrócą
przecież minął czas
wspólnych pokoi i szaf
wspólnego zapatrzenia w okno

z liryki pozostało
tylko milczenie

 

Poetom jesiennym - na wiatr

                               Motto: "Jeśli to są róże - zakwitną"
                                                      (przysłowie włoskie)

W smutnym mieście Macondo
gdzie cuda są przekleństwem
biegliśmy rozdeptując kałuże światła
w plamach stojącej wody
Biegliśmy naznaczeni wiatrem
albo to raczej wiatr nas niósł
 -  niezapisane karty -
Taki wiatr bywa tylko w tym mieście
i tylko o tej porze która nie wiadomo
jaką jest porą
Do olśnienia biegliśmy
oślepiającego błysku
u wylotu drogi która
wciąż była Drogą
Trudno było uwierzyć w to źródło
światła -  nie wody
bo było w nas i uciekaliśmy od pragnienia
żeby nie zamoczyć dłoni ani ust
Mijali nas ludzie o białych źrenicach
(może już pili z tego źródła a teraz
muszą opowiedzieć sobie - siebie
by otworzyły się dłonie zaciśnięte
w  pięści zaraz po urodzeniu)
Może jak my liczyli na dobroczynne
działanie wiatru który wymiecie myśli
uwięzione pod czaszkami i będzie można
oczekiwać nocy kiedy przypłyną słowa
(bo takie słowa nie-nasze zawsze przychodzą nocą)
W zaczarowanym mieście Macondo
zgubiliśmy - może znaleźliśmy - obłęd
albo łagodność A może to był zwyczajny
powrót do prapoczątku tęsknoty

 

***

noc nie jest milczeniem
noc starej kobiety to
tsunami wspomnień:
ileż wzniosłych prawd
ile pięknych cytatów
i lęk przed chorobą
coraz szybszym starzeniem
i wszystkim co najgorsze

noc jest mijaniem kolejnych
stacji rozpaczy
i tyle poezji w tym jest
ile w ostatnim wierszu Achmatowej

pamięć naradza się szeptem
z pierwszym lepszym czwartkiem
to powinno jej wystarczyć
do srebrnej niedzieli

na razie lekko przybrudzone buty
i myśli dalekie od prawdy-nieprawdy

 

Poetka

Obsadziła ogród wierszami
obsiała wyrazem rozmaitym
potem czekała aż dojrzeje owoc
aż zawiąże się słowo

Nie zna się na prawach fizyki
nie rozumie matematycznych zawiłości
ale wsłuchuje się w Kosmos
i szelest traw
(może dlatego wie więcej i czuje głębiej)

Być może jej wiersze już niedługo
będą miały smak najprzedniejszych jabłek
lub słodkich mandarynek a może będą
smakowały jak rozgryzione ziarnko gorczycy
nie wiadomo - wszak wiersze się pisze
zarówno o poranku jak i cichą nocą
bo przychodzą kiedy chcą i to jest
stan lirycznej łaski jak mawiał pewien
naprawdę wielki poeta który wiedział
więcej niż wszyscy astrologowie i wróżbici

 

Autoportret

Autoportret malowany szarością poranka:
najpierw zdziwienie niezmiennie to samo
że to jest twarz co wypłynęła ze snu
chwila zadumy - chwila rozpaczy
lecz nie można zbyt długo się poddawać
luksusowi rąk łamania nad poranną twarzą

Więc najpierw kawa - by zrozumieć siebie
potem czynności rutynowe z wprawą malarza
co od lat zna barwy kładzione na płótnie
warstewka kremu zetrze z twarzy noc
pudru o milimetr więcej niż przedwczoraj

znowu łyk kawy - sparzone usta
zegar ponagla - teraz papierosa

Mój Boże  - oczy - dzisiaj są zbyt nagie
jaka więc barwa zostanie przydana spojrzeniu
które musi spojrzeć poza ramy lustra?

Tandetne malowidła uczyniły swoje
już oczy skryte pod sztuczną rzęs czernią
a usta? Będą krzyczeć karminem
choć muszą milczeć zbyt wiele

Autoportret malowany szarością poranka
złuda świeżości do godzin wieczoru
kiedy odzyskasz twarz tylko dla siebie
twarz co nie kłamie bo nie ma już siły