Też dzieci
Przestrzeń pełna żalu
Niezaistniałej miłości.
Pełna usprawiedliwień
- uwarunkowań.
- Pełna tych zawieszonych gdzieś...
Wyrwanych z swego tu i teraz.
Tych nie do końca
Darem Bożym nazwanych.
Nigdy nie przytulanych.
Nigdy kołysanych.
* * *
Słońce bawi się moim warkoczem,
Wiatr opowiada historię, którą dobrze znam.
Bezszelestnie płyną wspomnienia.
Coś piszczącym głosem w trawie mówi mi
- poczekaj.
Co było?
Spadła chmura.
Z innych już rąk
niewymarzony biorę łyk
zamknięty w garści czasu.
Tańca rytm
zaprzepaszczone kołysze byłości.
- Pamiętliwie szarpnięta struna.
Zmięta woalka snów
przykryta pajęczyną
i tylko gdzieś mała iskierka.
Ale jej nie potrafię już nazwać.
Pod Starobociańskim
Wypuszczasz dzieci na przełęczy
jak ptaki.
Na szczyt tobie sił nie staje.
Odprowadzasz je wzrokiem,
już w berka bawią się z chmurami.
Łapią wiatr w skrzydła.
Ciekawe życia
nie patrzą wstecz.
Prowadzisz je dalej modlitwą.
I wiesz
- od teraz będą fruwać już same.
|