Przy Zarządzie Okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego w Opolu  
line decor
  
line decor
 
 
 
 

 
 
Andrzej Pałosz

 

***

żywe niebo
czy tylko czarny błam przestrzeni
jak wieczna noc
wypełniona absolutem ciszy

odpowiedź pyta we mnie

 

Święty Franciszek z Asyżu

                                      Wandzi
do wszystkich i do wszystkiego
mówił
          bracie siostro
święty Franciszek z Asyżu
miłości apostoł

sierotą nigdy nie był
rodziców miał niebieskich
szary od prochu ziemi
w serca ptakom się weśnił

szły za nim kwiaty polne
sarnimi szły oczyma
święty pił z nimi wodę
święty w rękach je trzymał

ale nie zrywał skądże
miałby ogromny wyrzut
z miłości stawał się słońcem
święty Franciszek z Asyżu

 

Przypomnienie grobowca
nad którym kwitną jaśniejące cienie
i pachnie miłosierdziem

zanim siostra klepsydra
obwieści czarnymi wargami
kto kiedy
a brat karawan
robakom odźwiernym zawiezie
tę bombonierę śmierci
jest czas na miłość
i tylko na miłość
bez której każde słowo
jest odłamkiem granatu
a każdy czyn zabójstwem

bez której wiedza
nie jest mądrością
a na jedno zbawienie
nie wystarczy cała wieczność

 

Nie jestem astronautą

ale uwierz
że błyski gwiazd
są patrzeniem czarnych kotów
przebiegających strome uliczki nocy
a także drogi
naszym tęsknotom i marzeniom

jak chłodno pomrukują
budząc mysi lęk

oby ten najbardziej czarny
zdziczały kosmiczną pustką
nie wydrapał mi oczu
będących jak tajemne szkiełka
przez które
na opak
próbuje wyjrzeć
serce w nowiu

 

Narodziny pleneru

          Przyjaciołom na Gołuchowie
jawi się światu żubrzyczka
dziecięctwem pradziejów

kniei się las
potężnieje głębią
brunatnieje wiatr
kołysze się zielona pasza
krajobraz mknie widnokręgiem

ona
między ludzi przyszła

matka-poezja ją tuli
ciepłej czystości użycza
i nadaje jej imię
bądź POETICA

pada złocisty chrzest
sakralnym obłokiem

natura ją zbawi
sierści uskrzydleniem
wzniesie
do patrzenia
tęczę życia

 

Znaleźć światło

znaleźć je w całości
nie żeby jasny cień od mroku szedł
ani przeświecało od ciemności
nie żeby białość od czerni rosła
i nie po stokroć tam
gdzie nas nie ma

ale w gotowości serca
w jego służebnym wyborze
jeszcze przed zamknięciem życia
na wieko przenikania

przed ostatecznym świtaniem

 

Szumią choinki w lesie

czas by cię już powitać
srebrny opłatku księżyca
przełamać się twoim światłem

wszystkieśmy bardzo ważne
z naszej świerkowej wełny
Święta urodę wzięły
bo my świętowaniem jesteśmy
w każdym czynieniu leśnym

czas by cię już powitać
srebrny opłatku księżyca
zielonych gałązek tkliwością
w drzewny nasz przyjąć cię kościół

na nas wspomnieniem zacichło
niejedno ludzkie dzieciństwo
na nas zostały spojrzenia
żołnierzy których już nie ma
którzy w śniegowej pościeli
u stóp nam krwawo posnęli
na  nas zostały płacze
wojną pędzonych tułaczy

szumimy dziś ludzkim głosem
kolędy białej radosnej
szumimy aż do Betlejem
o dobrą zawsze nadzieję
nie dla nas dla naszych drwali
aby im serca zapalić
miłością do całej ziemi
aby ich w jedno przemienić
bo my z księżycowej dani
polskimi jesteśmy palmami